wtorek, 5 lutego 2013

Późną nocą

Fotka, jak zawsze znaleziona przez google.
W ramach pożegnania węglowodanów, zjadłam na kolację Carbonarę z lokalnej pizzerii. Dostarczył ją pan w sandałach, ani tak młody jak dzieciak rozwożące pizzę, ani tak stary jak dziadek z wietnamczyka. Był też profesjonalnie obojętny. Na mnie, na drące się z łazienki Dzikie Bestie.
Sam makaron był zrobiony na sposób włoski, więc w sosie nie pływał. Był za to pyszny, z wysmażonym na chrupko boczkiem i odpowiednią ilością przypraw. Po zakończeniu konsumpcji na dnie pojemnika zostało kilka kropel oliwy, nie łyżka jak u innych.
Na zakończenie dnia dwadzieścia "brzuszków" i odpływam w objęcia Morfeusza.