wtorek, 31 stycznia 2012

Dzień jak codzień


znalezione przez google. Podpis fotografa widoczny na zdjęciu.

Coś pokręciłam i nie umiałam zrobić bloga tak prywatnym jakbym chciała, dodawanie maili szwankowało, udało mi się z dwoma osobami. S związku z tym wracamy do pełnej jawności.
Cóż mogę napisać? Jest zimno. Cholernie zimno. Komunikacja miejska nawala. Efekty kilkumiesięcznej kuracji żurawinowej poszły się kochać po dwóch dniach. Bardzo, ale to bardzo mi się to nie podoba. Kupiłam sobie żurawinową bombę i mam nadzieję, że to uratuje sytuację.
Dziś, z wręcz śmiesznym opóźnieniem, ruszam na poszukiwanie śniegowców/eskimosek, zwał jak zwał. Są brzydkie, nietrwałe, ale ciepłe.
Wczoraj mieliśmy grać, ale z powodu kłopotów mieszkaniowych MG(wyrzucanie właściciela mieszkania przez okno nie jest dobrym pomysłem!)do niczego nie doszło. Czekamy dalej. Za to spędziliśmy całkiem sympatyczny wieczór, choć mam wrażenie, że kolega R. był nieco załamany poziomem dowcipów(prawdę mówiąc, ja też. Kiedy kolega D.robi się frywolny to aż strach się bać).


czwartek, 12 stycznia 2012

O dzień za późno, o dolara za mało

google.com 

Czasem bywają takie dni:
- budzik dzwoni w samym środku snu
- w cukierni osoba przed Tobą kupuje ostatnia eklerkę
- autobus przyjeżdża o minutę za wcześnie albo za późno
- zaczyna lać gdy jesteś na otwartej przestrzeni
A czasem jest zupełnie na odwrót.

wtorek, 10 stycznia 2012

google.com

Za każdym razem, gdy zaczynam lubić ludzkość, ta wykręca taki numer, że wszystkiego się odechciewa. Jest to obserwacja bardzo ogólna, nie podyktowana żadnym konkretnym wydarzeniem.

Noworoczny szał już, na szczęście, minął, a za jakiś tydzień będzie można wejść do galerii handlowej. Ostatniej soboty miałam wrażenie, że zaraz wybuchnie Trzecia Wojna Światowa, oraz że do każdych zakupów dziecko do lat trzech gratis. Z całych sił walczyłam, żeby nie dać sobie wcisnąć jednego. Poszukiwania małej czarnej zakończyły się połowicznym sukcesem, ale strój na firmową galę mam.

Ja i kolega R. mamy zdecydowanie inne żołądki i preferencje kulinarne, już po raz drugi kolacja w wybranym przez niego miejscu zafundowała mi problemy żołądkowe. Nie było to nic uciążliwego, ale będę uważać przy trzecim razie. Albo znowu wrócimy do tradycji spotkań domowych i kulinarnych wyczynów R. w kuchni. Wtedy trzeba tylko pilnować ile chili/wasabi/tabasco/inne ostre dodaje.  Lubię ostre potrawy, jednak mam swoje zasady- sos w którym rozpuszcza się łyżka nie jest produktem jadalnym, tylko bronią biologiczną.