Kolega S od przyszłego tygodnia przechodzi do służby cywilnej. Decyzję podjął w ciągu godziny od otrzymania propozycji. Kolega O w sierpniu startuje z własną kancelarią prawniczą.
Przez nich zaczęłam się zastanawiać, czy dokonałam dobrego wyboru. Czy nie tracę czasu. Są to rozważania teoretyczne, bo jestem przywiązana do firmy pożyczką i akcjami, przez najbliższe cztery lata nie mam co myśleć o zmianie. Chyba, że wygram w totka i będę w stanie spłacić to wszystko od ręki.
Pewnie gdybym lubiła moją pracę, byłoby inaczej, ale przestałam ją lubić jakiś czas temu. Lubię ludzi, z którymi pracuję. Lubię wykonywać pewne rzeczy, ale są to obowiązki dodatkowe, nie moje główne zajęcie. Zgłosiłam to szefowej podczas rozmowy rocznej(taki czas, kiedy możesz powiedzieć co cię boli a co cieszy). To było w listopadzie. Mamy maj. Poza obietnicą nowych obowiązków w sierpniu, nie zmieniło się nic.
W związku z tym siedzę i myślę, czego ja właściwie chcę od życia. I jak to osiągnąć. Nie rzucę tej pracy, pod pewnymi względami jednak spełnia moje marzenia. Ale skoro wszystko wokół, łącznie z szefostwem każe mi ja traktować jedynie jako źródło dochodu, to mogę zrobić coś jeszcze.
Zwykle wiem, czego nie chcę. Problem mam by zrozumieć, czego chcę.