wtorek, 26 października 2010

43th wczorajsza impreza

Oczywiście, że miałam koszmary po seansie Event Horizon, mimo że oglądałam zaledwie jednym okiem. Na szczęście, tylko przed snem, potem mózg stwierdził, że jest zbyt zmęczony i wyłączył się.


Wniosek z wczoraj: Driden nie jest człowiekiem. Nie wiem czy pochodzi z tego samego wymiaru co Rag, chyba nie, ale normalni ludzie nie wstają o siódmej tylko po to, by zrobić komuś omlet. Położywszy się o piątej. Bardzo dobry w dodatku choć okraszony fantazjami jak zmusić mnie do oglądania Obcego.

Ja stawiam na elfa.

D. chciała mi pożyczyć książkę o Auschwitz, ale po namyśle zrezygnowała(swoją drogą, nie mam pojęcia dlaczego to czytasz akurat teraz). Jak na razie mam zamiar trzymać się rozrywkowych i mało emocjonujących książek. Taka encyklopedia w pięciu tomach, na przykład.

Wczorajsza dyskusja o przyszłości świata i groźbie potopu chińskiego nieco mnie znudziła, mam wrażenie że nie tylko mnie.

Mimo, że jest lepiej i nie mam już wrażenie, że gdzie się nie ruszę, trafiam na ścianę.

Nie rozumiem, co niektórzy robią ze swoim życiem. To znaczy rozumiem, wiem czemu i co i jak, i siedzę cicho, bo wiem że radami nic się nie zdziała. Been there, done that, got the t-shirt. Po prostu liczę na to, że panowie sobie poradzą.

A tymczasem komponuję listę drobiazgów potrzebnych do domu.

piątek, 22 października 2010

42th this kettle is boiling over, I think i'm a banana tree

Ciężki wkurw leczony melisa i Kinder czekoladą. Mam dość powtarzania w kółko nie ma, nie będzie, nie wiem kiedy będą, mam dość wysłuchiwania pretensji że nie ma, jakby cokolwiek ode mnie zależało. I tego, że nie chcę pomagać. Mam dość kolegi z innego działu, który musiał mi urządzić dziesięciominutową pogadankę o popełnionym przeze mnie błędzie. Mam dość ludzi wokół, tego że mówią, hałasują, poruszają się i czegoś ode mnie chcą.


Chcę żeby już była siedemnasta, chcę stąd wyjść, usiąść w tramwaju i słuchać Jamesa Mastersa, stanąć zupełnie z boku i mieć rzeczywistość w nosie. A potem zjeść pizzę i zagrać. W ramach poprawy nastroju zakładam koszulkę z duszkiem- piersiuszkiem.

41th sesja

Wczorajsza sesja była trochę dziwna, ale w sumie sympatyczna. Zaczęło się od podnoszenia mnie do góry(co, o dziwo, było całkiem miłe:)), potem mnie nakarmiono, dano herbaty, oddano najlepszy fotel i otulono kocykiem. W gwiazdeczki. Podejrzewam gospodarza o jakieś niecne i niewyobrażalne zamiary^^.


Następnie panowie przystąpili do radosnej eksploracji lochów, poprzedzonej małą rzezią goblinów.

Oczywiście, trafiłam na ducha, który obiecał mi pomagać :D. Może powinnam na poważnie rozważyć karierę nekromanty?

Kolega B. wkurza mnie. Raz, że nie pasuje mi charakterem, dwa że całą sesje zachowywał się jakby był z nami z przymusu. Zagram z nim przygodę do końca, ale więcej nie chcę. Natomiast nowy kolega R. jest całkiem sympatyczny, choć wydawał się zagubiony.

Rag był po prostu sobą, czym doprowadzał nowych graczy do pasji. Muszą się przyzwyczaić, że znajdowanie artefaktów tam gdzie ich nie ma, jest zupełnie zwyczajne i normalne. Tylko wyglądał na straszliwie zmęczonego i zmartwionego, martwię się trochę.

A w sobotę i niedzielę radośnie sprzątamy mieszkanie. Ciekawe, czy uda mi się znaleźć świeczki. Tak w ramach oswajania przestrzeni.

niedziela, 17 października 2010

40th ja chcę już do siebie

Jeszcze tylko tydzień i będę szczęśliwa jak cholera, wypakowując wszystko z kartonów, tonąc w pyle poremontowym etc. Nie mogę się doczekać, brakuje mi swojego miejsca i przestrzeni. Chciałabym mieć komfort planowania i urządzania w myślach, ale dzięki mojemu developerowi nie mogę. Nawet nie wchodzę na strony ikei czy jysku, nie chcę się dołować. Jedynie zastanawiam się, gdzie i jak ustawić to co mam.
Mimo wszystko lepiej śpię, nie więcej, ale lepiej. Mam nadzieję, że to oznaka, że będzie coraz lepiej. Zaczynam mieć egocentryczne wrażenie, że mi się to należy.
A weekend spędziłam miło, na sprzątaniu, którego jutro na pewno nie będzie widać(pył remontowy), oraz na spotkaniach. Z D. było jak zawsze cudownie, chociaż byłam zbyt zmęczona na cokolwiek. Zastanawiam się na zakupem lampionu- zawieszki do komórki, i to wszystko jej wina.
Po spotkaniu z J. mam uczucie niedosytu i porwanej rozmowy, ale co tam. Zjadłam alternatywny sernik, poznałam współlokatora J. i dawno tak się nie uśmiałam.

sobota, 2 października 2010

39th -sabat

Odkryłyśmy nowy sklep z czekoladą na Żurawiej, gdzie przez ponad pół godziny odkrywałyśmy(różowy pieprz w kakao), zachwycałyśmy się (pralinki z calvadosem! czekolada z lawendą! z trawą cytrynową!) i degustowałyśmy ( biała czekolada!). Zjadłam opakowanie musu czekoladowego (pyszny!!), poplotkowałam, podyskutowałam o Adelajdzie Kwiatuszek(to krowa), powłóczyłam się po Warszawie i nawąchałam perfum (co się stało z Dior Addict, niech mi ktoś powie. Zapach z seksownego zrobił się płaski?). Na koniec dostałam paskudnej migreny, ale co tam. Mam nadzieję, że dziewczyny mi wybaczą mrukliwość pod koniec. 
Czuję się napakowana pozytywną energią, a mój nastrój nagle stał się... lepszy. Najlepsza sesja terapeutyczna, a nawet nie rozmawiałyśmy o problemie, czy moim kiepskim nastroju. W głowie mi lekko i wreszcie mogę myśleć, czuję jak pomysły przepływają. 
A. stwierdziła, że wsiada w autobus i wraca do rzeczywistości, sądzę że ma rację. To był dzień trochę obok obowiązującej rzeczywistości, w naszym świecie. Taki do podładowania akumulatorów.
Zastanawiam się teraz, jak bardzo jestem przystosowana do życia, skoro długotrwały kontakt z rzeczywistością mnie boli.