niedziela, 29 sierpnia 2010

32th- dlaczego nie poszłam na imprezę?

Telefon od pijanego majstra potrafi zrujnować dzień. Pojechaliśmy, oczywiście, po drodze zbierając dwóch kolegów. Co z tego, skoro gość odmówił opuszczenia naszego mieszkania? A kiedy wezwaliśmy ochronę osiedla, zadzwonił po policję? Która przyjechała po półtorej godziny i też nie była w stanie go wyciągnąć? Taa...
Efekt jest taki, że znamy już dwie zmiany ochroniarzy na naszym osiedlu(a jednej nawet napisałam pisemne podziękowania), jeden patrol policji(też bardzo mili ludzie), a dziś spotykamy się z kandydatem na nowego majstra.
Na szczęście nikt nikogo nie pobił, a ja wiem, że chwilowo mam mieszkanie na końcu świata, gdzie gubią się karetki, dostawcy pizzy i policja. Oprócz tego dowiedziałam się, że Bjorn nieźle gotuje.
A także, nie poszliśmy do Drida, i teraz będziemy musieli czekać na kolejną okazję spróbowania sernika Dei...

Rag, oddałbyś mi troszkę swego szczęścia? Bo pilnie go potrzebuję...

wtorek, 24 sierpnia 2010

31th- impreza

jeśli imprezą można nazwać posiadówkę na 6 osób (gdyż Pewna Osoba Nie Dotarła- nie wywiniesz się z tego sernika, moja droga). M, ja i Arczi dyskutowaliśmy o historii i religi, K i F udawali kochanków, M i K próbowali mnie pzrekonać, że kobiety są kiepskimikierowcami, a wszyscy razem gadaliśmy o filmach, napędzie antygrawitacyjnym i, oczywiście, RPG.
Wypiłam chyba za dużo, a na pewno straszliwie ryzykownie, namówiłam Drida na prowadzenie Monastyru, i mam przykazane na kolejną imprezę zabrać ubranie na zmianę i kosmetyczkę.
A powrót wśród błyskawic, grzmotów i deszczu był też wielce udany.
Podsumowując, wróciłam do domu o 1, zamiast planowanej 23. Przestaję planować powroty.

piątek, 20 sierpnia 2010

30th-zakupy działają terapeutycznie

ale tylko wtedy, kiedy czas i miejsce jest odpowiednie. Mi na doły i depresje pomaga kupowanie bielizny, a że w "normalnym" sklepie nic dla siebie nie znajdę*, zakupy to zawsze wyprawa.
Jest taki sklep na Bruna, koło metra pole mokotowskie. Bruna to mała uliczka, gdzie rośnie mnóstwo drzew i mieszka sporo gołębi (albo innego ptactwa). Lubię tam chodzić,bo miejsce nie bardzo przypomina Warszawę. Sam sklep jest mały, jasny i bardzo przyjemny- jest kanapa, by odpocząć, jest też dystrybutor z wodą, a w każdej kabinie wygodne wieszaki i chusteczki(niedoprzecenienia w upały). No i są staniki;].
Ale tak naprawdę lubię chodzić na Bruna ze względu na obsługę. Eskpedientki zawsze doradzą, pomogą założyć i ocenią efekt. To jedyny sklep, gdzie tak naprawdę rozmawiam z obsługą i gdzie nigdy nie dano mi do zrozumienia, że mam się pospieszyć, albo jestem niemile widziana.
Tym razem, po wielu bojach, kupiłam nową jesienną Arabelkę i moją pierwszą w życiu przedłużkę. I teraz chodzę i się zachwycam, choć nikt poza mną stanika nie widzi. Ale ja wiem, że on tam jest, o.
Mam też kolejną listę "chcę to!".

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

29th

Z chęcią udusiłabym pana S., zamordowała  i wywiesiła przez okno. Kolejność przypadkowa. Opóźnienia w remoncie są już gigantyczne, na pewno nie uda nam się zamieszkać przed końcem sierpnia. A mimo, że lubię moich teściów, chciałabym już mieszkać sama. Przyzwyczaiłam się, no.

czwartek, 12 sierpnia 2010

28th- rpgowo

Jeszcze dwa miesiące temu sądziłam, że koniec sierpnia powitam w nowym mieszkaniu. Nic z tego. Remont w toku, mniej więcej co dwa- trzy dni zaliczamy małą katastrofę budowlaną.
Życie RPGowe z lekka zdechło, bo jeden gracz wyjechał (ja nie chcę wiedzieć gdzie ani po co, pewnie ma to związek z przemianą w smoka:]), a drugiego nie można złapać. A ja bym zagrała. Ostatnio rozmawialiśmy o storytellingu i okazało się, że najlepiej wspominam wizytę w galerii z Panią Żoną. I w ogóle całą tę Epicką kampanię, a także drużynę.
Póki co ratuję się drugą, nieco luźniejszą kampanią. MG po wysłuchaniu kilku odczytów na Avangardzie i lekturze "Graj z głową" nabrał wiatru w żagle, może więc będzie interesująco.