wtorek, 29 czerwca 2010

24th przeprowadzka

Dziś mam wrażenie, że siedzę w wagoniku kolejki górskiej, która pędzi, może nie w dół, ale na pewno przed siebie. Uderzenie adrenaliny jest całkiem przyjemne. Jutro zapewne obudzę się z zakwasami, zmęczona potwornie, ale co tam.
Odrobina czerwonej szminki i ludzie już się nie rzucają, by ustępować mi miejsca w środkach komunikacji publicznej. Czyli zapewne chodziło o to, a nie o mój wyglądający na ciążę tłuszczyk. Lepiej mi, ale i tak mam zamiar się go pozbyć, po co karmić moja paranoję?
Dziś świat może nie wygląda lepiej, wygląda za to żywiej.
I tak uważam, że dorosłość jest przereklamowana.

piątek, 25 czerwca 2010

23rd In and out

Lubię:
- truskawki w czekoladzie
- owsiane mydełko z Lush
- sobotnie śniadania do łóżka
- CSI: Miami
- budzić męża rano
- ostatnie sesje w Requiem

Nie lubię:
- wstawać rano, kiedy za oknem taka pogoda jak dzisiaj (zimno, mokro i pochmurno)
- ograniczeń na iitv
- naszego developera
- zawieszenia w czasie i towarzyszącego mu poczucia bezsilności
- oraz tego, że do końca wakacji nie będę mogła zagrać w Płatki w pełnym składzie.

czwartek, 24 czerwca 2010

22nd Dazed and confused

Dzisiejsza wizyta w mieszkaniu skołowała mnie. Zbyt wielu facetów i zbyt wiele terminów technicznych, z których niewiele rozumiem. Inspektor był uprzejmy uznać, że zgłaszane przez nas usterki są prawdziwe, mam na piśmie że bujająca się ściana to nie moja fanaberia. Krzywej ściany nie chciał uznać, ale teść przekonał go za pomocą poziomicy- właściwe narzędzie we właściwych rękach działa cuda.
Mam wrażenie, że to mieszkanie wysysa ze mnie całą energię.

środa, 23 czerwca 2010

21st truskawki w czekoladzie i sandał z masłem

Tak naprawdę nie chciałam jechać, nie po tym jak Drid napisał, że z sesji nici, chciałam pojechać do domu, skulić się na łóżku i łyknąć kolejny ibuprom. Ale skusiłam się na truskawki w czekoladzie, w końcu Rag dobrze gotuje, a jego i Deę lubię.
Kiedy jest się tą trzecią osobą w rozmowie, to strasznie głupie uczucie. Nie dlatego, że czuję się wyłączona, albo jest mi przykro, ale dlatego, że brak mi informacji. Widzę coś- minę, spojrzenie- i nie znam przyczyny, brakuje mi danych. To mnie zbija nieco z pantałyku.
Za dużo Holmesa i Poirota w dzieciństwie zapewne.
W każdym razie, Rag uraczył nas najpierw obiadem swego pomysłu(dobre to było niemożliwie), a potem oglądaliśmy głupie filmiki na yt. Nadrobiłam wszystkie zaległości w hitach netowych, pokazaliśmy Dei The saga begins, oraz po raz kolejny cieszę się, że nie żyję w poprzednim ustroju.
Oraz śmiałam się. Nie pamiętam kiedy ostatnio tyle się śmiałam, kiedy czułam się tak lekko i nieco nieodpowiedzialnie. Jak na wakacjach.
A na koniec były truskawki w czekoladzie, i czekolada na ciepło i poznałam interesującą osobę.
Ale nawet najpyszniejsze truskawki w czekoladzie są afrodyzjakiem tylko w towarzystwie szampana. I kiedy nie czuję się jak wielki hipopotam.
A sandał z masłem ściągnę sobie na dysk. Tak na wszelki wypadek.

20th getting mad

D. twierdzi, że 2010 to rok katastrof i kataklizmów. Niech sobie będzie, ale czy w międzyczasie nie mogłoby by być kilka tygodni pomyślności i szczęścia?
Jestem zmęczona. Zestresowana. Zła. Nie wyspałam się od dwóch tygodni. Za każdym razem, gdy szefowa prosi mnie do siebie, mam gulę w gardle. Kiedy słyszę, że jest do mnie list, robi mi się zimno.
Wkurza mnie, że ludzie czasem ustępują mi miejsca w tramwaju, a koleżanka chciała mi dzisiaj gratulować. To tłuszcz, nie ciąża, ale dziś jakoś trudno mi się z tego śmiać. Koleżankę miałam ochotę uderzyć.
Czuję, że rzeczywistość mnie przerasta, że brak mi środków by wygrać. A ja nie cierpię przegrywać.
Za dużo tego wszystkiego.
Nie umiem złapać dystansu, odsunąć się.

http://www.youtube.com/watch?v=NNOokkRiY4A
Znowu nocą boję się otwartych drzwiczek szafki.